Często, gdy patrzę na mojego dziadka,
widzę w
nim dziecko. Łatwo się wzrusza, gdy widzi radość bliskich i łatwo czuje się
urażony, gdy zapomina się o nim. Potrzebuje uwagi drugiej osoby i
bezgranicznie ufa innym. Czy to źle? Może to tak jest, że z wewnętrznym
dzieckiem nie rozstaniemy się nigdy. Analiza transakcyjna Erica Berne'a zakłada
taką właśnie koncepcję - mieszkają w nas: dziecko, rodzic i dorosły, które
nieustannie prowadzą ze sobą dialogi, a nawet spory. To ten dorosły
powinien ostatecznie rządzić i podejmować decyzje, jednak pozostałe głosy
są szalenie ważne. Kto wie, czy nie
najważniejszy jest właśnie głos dziecka, jeśli rozumieć je po prostu jako
swoje prawdziwe ja, a nie tylko jako grzeczną bądź niegrzeczną pociechę
pragnącą uwolnić się czasem z rodzicielskich ramion. Co nam daje takie
wewnętrzne dziecko, jeśli damy mu dojść do głosu?
Po pierwsze, dziecko nie zna ograniczeń.
Chodzi i o ograniczenia, jakie stawia natura, jak i konwenanse społeczne.
Dziecko właściwie robi, co chce i tego mu często zazdrościmy. Sęk w tym, że
jako dorośli przesadzamy czasem w drugą stronę, uwięzieni w sytuacjach, w
których nie chcemy być. Badania psychologów dowiodły, że na rozwój
kreatywności u dorosłych wpływa właśnie dość duża wolność dana w
dzieciństwie - nie zarzucanie młodej osoby pomysłami na spędzanie czasu i
nie zbytnie nadzorowanie. Również nie cieplarniany chów, w którym dziecko
nie ma nawet szansy uczyć się na swoich błędach. A jak to jest w życiu
dorosłego? Nauczeni, że nie można lub się nie da, padamy ofiarą syndromu
ślepej kury, wciskającej głowę przez dziurę w płocie, aby dostać się do
wysypanego ziarna, która nie widzi, że dwa metry dalej płotu już nie ma. W
nauce, sztuce, technologii, a także w biznesie potrzebna jest inna
perspektywa - dostrzeganie możliwości, których nie widzą inni, przy
jednoczesnym trzeźwym widzeniu ograniczeń.
Po drugie, sekretem dzieciństwa jest
ciekawość. Już trzymiesięczne niemowlę zaczyna eksplorować świat,
przyglądać się wszystkiemu badawczo, dotykać, smakować. Przedszkolak będzie
pytał co chwila "a dlaczego" i "po co". Taka ciekawość świata
pozostaje w nas do końca życia, ale jak często z niej korzystamy? W
pedagogice kreatywności ukuto zwrot "myślenie pytajne" jako
sposób rozumowania wywodzący się z ciekawości poznawczej. Polega ono na
wyszukiwaniu problemów poprzez zadawanie pytań typu 'dlaczego', 'co by było
gdyby', 'co to jest', 'kim jest', 'jaka jest relacja między', itp. No
właśnie, po co mi te pytania potrzebne do szczęścia? Ano po to, żeby
szybciej się uczyć nowych rzeczy (dowiedziono, że głębsze przetwarzanie
treści poprzez zadawanie pytań poprawia zapamiętywanie), po to, żeby
rozwiązywać problemy w pracy i w domu, żeby być mądrzejszym, bardziej
samodzielnym i mieć poczucie spełnienia. W końcu nic nie daje takiej
satysfakcji zarówno młodemu, jak i staremu, jak świadomość, że umie coś
zrobić i ma na to wpływ. Ponadto, ciekawość nie jest pierwszym stopniem do
piekła, lecz drzwiami do fascynującego, bogatego życia.
Po trzecie, entuzjazm. Dziecko nie nosi
zegarka. W szkołach prowadzonych według dość idealistycznej filozofii
Montessori nie ma podziału na lekcje i przedmioty, nie narzuca się
dzieciom, kiedy i jak długo mają zajmować się daną aktywnością. Bo jeśli
wciągnie mnie dane zajęcie: bawienie się bębenkiem, rysowanie albo
układanie zamku z klocków, to nie zwracam uwagi na resztę świata. Skończę,
gdy uznam, że nadszedł czas skończenia. Jeśli odkrywam, że dane zajęcie
sprawia mi radość i że jestem w tym całkiem niezły, przeżywam stan tzw.
flow (uniesienie, uskrzydlenie – sformułowane przez psychologa M. Csíkszentmihályi). Flow to stan dużego zadowolenia, jeśli nie
euforii, spowodowany całkowitym oddaniem się konkretnej aktywności. Ileż to
radości widzę na twarzach dorosłych, którzy nareszcie mogą oddać się
ulubionemu zajęciu. Nie mam tu na myśli filozofii "piąteczek,
piątunio" i uciekania w alternatywną rzeczywistość. Mam na myśli coś
zupełnie odwrotnego, a mianowicie postawę robienia wszystkiego z
entuzjazmem, traktowania tego jako dobrą zabawę, a także pamiętanie o
uprawianiu pasji i rozwijaniu talentów.
Po czwarte, szczerość i kontakt ze swoimi
uczuciami. Jak to idzie w jednej z angielskich piosenek dla dzieci: "jeśli jesteś szczęśliwy,
klaszcz, jeśli jesteś zły, tup nogami". Oczywiście, 30-latek częściej
niż dziecko będzie wiedział, co mówić, a czego nie, żeby nie urazić innych.
A jeszcze częściej będzie milczał - bo nie będzie wiedział, czy wypada się
odezwać albo czy nie podpadnie szefowi. Według powszechnego mniemania
szczerość przynosi same szkody. Nie warto przecież przyznawać się
policjantowi, że wyprzedzając na zakręcie rozmawialiśmy przez telefon
komórkowy. No tak, ale jest jeszcze druga strona medalu. Mówiąc bliskim, że
jestem zirytowana lub zmęczona, wyznaczam swoje zasady gry, troszczę się o
to, by się ze mną liczono. Pokazując znajomym swoje uczucia rysuję obraz
siebie jako osoby z krwi i kości, wyrazistej, ludzkiej i po prostu fajnej.
Mając kontakt ze swoimi uczuciami, jestem wobec siebie uczciwa. Mogę
uniknąć sytuacji, które są dla mnie szkodliwe, jak i toksycznych
relacji.
Po piąte, otwartość wobec świata. W koncepcji
osobowości Costy i McCrae, zwanej Wielką Piątką, jednym z elementów
składających się na osobowość jest otwartość na doświadczenia. Jest to skłonność
do poznawania otoczenia, obcych kultur i środowisk, do próbowania nowych
rzeczy, a także widzenia pozytywów w życiowych doświadczeniach. Oznacza to,
że poziom tej cechy jest różny u różnych osób, ale dlaczego wraz z wiekiem
wydaje się zanikać? Zdumiewające jest to, że podczas gdy dzieci chętnie
wejdą w każdy zakątek, dorośli raczej będą trzymać się wydeptanej, znanej
im ścieżki. Pewnie przez pragmatyzm, bo wiedzą, że wchodząc w krzaki
mogliby nabawić się kleszczy lub wpaść w pokrzywy. A może nie chcą
wiedzieć, że za tymi chaszczami jest wspaniały maliniak. W każdym razie
mnie nie trzeba by długo namawiać na lot szybowcem, czy zwiedzanie ruin.
W dzień dziecka zamierzam pamiętać nie
tylko o swojej córce i bratankach, ale przede wszystkim o sobie i bliskich
mi dorosłych osobach. O każdym ważnym dla mnie wewnętrznym dziecku. Dzień
dziecka jest świętem nas wszystkich. Pewnie zrobimy w tym dniu coś
zwariowanego.
Autorka:
Dorota Kondrat
|